czwartek, 3 września 2015

Panika.

Dzień dobry, moje Drogie.
Po przeczytaniu komentarzu z wczoraj doszłam do wniosku, ze poniekąd macie rację. 
Teoretycznie, każdemu, na którym na nas zależy i każdy kto się o nas martwi, a my brniemy drogą do otchłani, wiedząc co spotka nas na samym końcu to egoizm. Wiem, ze myślę o sobie, a to dlatego, że nigdy nie mogłam tego robi. Nigdy nie robiłam nic dla siebie ale dla innych. Mój facet, również po części jest egoistą, robił wiele rzeczy dla siebie, które były niebezpieczne, a ja musiałam siedzieć cicho. Nasz związek jest dosyć dziwny, trudny. Trwa dwa lata, już ponad. 
Problem zaczyna się wtedy kiedy wynajduję kompromis. Jem  zdrowo, w określonych bilansach i ćwiczę. Zabronił mi ćwiczyć. Trochę go rozumiem, ale skoro na w-fie muszę ćwiczyć a poza domem nie, to jaki to problem. Rok temu miałam operację kolana, przypuszczają zwyrodnienie stawów w tak młodym wieku. Ale nie chodzi o to, żebym całymi dniami leżała jak foka w łózku tylko się ruszała. 
Powiedział "trochę". W ostateczności pokłóciliśmy się bo szybko zmienił zdanie. Powiedział, że mogę robić co chcę... 
Najbardziej boli mnie fakt, że uświadomiłam go, że mogę być w ciąży. Może spanikowałam. I to bardzo. Teoretycznie to wcale niemożliwe. Ale zawsze istnieje minimalne ryzyko. Kiedy mu o tym powiedziałam, strasznie się wkurzył. Powiedział, że się zabiję. To okaz jego wsparcia dla mnie, i przysporzył mi jeszcze więcej stresu niż zwykle. Teraz cały czas się zastanawiam, gdybym faktycznie kiedyś wpadła, zostawiłby mnie? 
Brak miesiączki to stres, lekkie przeziębienie no i moja niedowaga. Zawsze był nieregularny, powinnam mniej o tym myśleć, ale za bardzo naczytałam się internetu. I po jego słowach totalnie się załamałam. Wiem, że mnie kocha. Ale chyba po swojemu.
Wracając do dalszych pytań, komentarzy.    
Jak to zrobiłam? 
Mniej jadłam, nic nie jadłam, piłam, ruszałam się dużo. Trochę wagi utraciłam przez depresję. Dużo spałam. Piłam. Kilka lat temu, wyszłam z bulimii, która ma wpływ na moje życie. Nawyki do tej pory zostają. Ale wyszłam z tego, sama... Więc o to moje siedem kilogramów niedowagi w czystym destrukcyjnym akcie. 
Może to próba zwrócenia na siebie uwagi, poczucia silnej potrzeby atencji, wsparcia i miłości, którą otrzymuje jedynie od chłopaka oraz przyjaciół. Nie rodziny, to chyba najsilniejsze. 
Potrzeba podobania się sobie, i spełnienia przynajmniej w jakiejś mierze wyglądem. 
Co do moich włosów, nie rozjaśniałam ich, też mi nie pozwolił. Przynajmniej w tym miał rację, popełniłabym błąd... Ścięłam je, co mogło go bardziej wkurzyć. Gdyż moje włosy sięgały pasa, a teraz? Nawet nie sięgają ramion.

Tymczasem wychodzę już do szkoły. Autobus zaraz przyjedzie. Druga klaso liceum, nadchodzę! 
*
 *
 

3 komentarze:

  1. hej wróciłam do motylków po rocznej przerwie bo mama odkryła bloga i musiałam przerwać.. Bardzo by mi było miło jakbyś wpadła :)
    http://www.noc-zwierzen.blogspot.com/
    buziaki xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana masz dużo racji ,najważniejsze jest to żeby podobać się sobie ,żeby być pewną siebie. Ja też już jakiś czas czekam na miesiączkę ,ale wcale jej nie wyczekuje tym bardziej ,że mam mega bolesną. Nie przejmuj się i rób swoje ! To Twoje życie ,Ty jesteś jego panią i to Ty nim rządzisz ! Trzymaj się CHUDO<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Polubiłam Cię po tym poście. Masz w sobie niezwykle dużo wrażliwości. Przykro mi, że wikłasz się w taki związek i że... jak odnoszę wrażenie, nie jesteś szczęśliwa sama ze sobą. Bo kilogramy mogą jeszcze spaść albo wrócić, różnie to bywa na różnym etapie, ale to, co w głowie i sercu jest najważniejsze. Życzę Ci jak najlepiej!

    OdpowiedzUsuń