Walka, walka. Niekończąca się rywalizacja z
głodem i jego wspólnikiem...
Apetytem. Może nie do końca jestem zła, tudzież załamana, ale też nie dumna. Przekroczyłam granicę, niestety musiałam zjeść kolację gdyż została mi wciśnięta przez moją mateczkę. Dziś pierwszy raz od trzech miesięcy zaczęłam ćwiczyć, z nogami. Nie powinnam tego robić, jeszcze przed operacją, ale musiałam. I jestem z siebie zadowolona, że jednak nogi mi nie odpadły. Posta dodałam za późno, niestety. Mam nadzieję, że dzisiejszego dnia pójdzie mi lepiej. Czas kłaść się spać, ktoś tu się robi głodny...
Śniadanie:
- jabłko.
Drugie śniadanie:
- 4 małe kanapki z chudą szynką i ogórkiem. (tak wiem, źle)
Obiad:
- plaster chudej szynki.
Kolacja:
- kotlecik mielony.
- surówka z buraczków.
Nie zliczając ile dziś wypiłam, będzie około 1,5l.
Bilans: 666 kcal.
666/450
Dzień niezaliczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz